Unia Europejska robi, co może, by ograniczyć emisję do atmosfery CO2 i związków toksycznych. Dla branży transportowej oznacza to konieczność spełniania coraz bardziej restrykcyjnych wymogów stawianych silnikom. Norma Euro 6 (obowiązuje od 2014 r.) wymusiła na producentach ciężarówek zastosowanie układów AdBlue, które neutralizują szkodliwe tlenki azotu. Problem w tym, że układy AdBlue w opinii kierowców zwiększają zużycie paliwa, przyczyniają się do silniejszej korozji i są ponad oczekiwania zawodne. Reakcja rynku była natychmiastowa: pojawiły się emulatory AdBlue.
Jedni traktują emulatory jak wybawienie, inni nazywają oszustwem, które należy jak najszybciej wyeliminować z użycia.
AdBlue – co to jest, jak działa?
AdBlue i NOXy to handlowe nazwy 32,5% wodnego roztworu mocznika, który stosowany jest w katalizatorach SCR (ang. Selective Catalytic Reduction – selektywna redukcja katalityczna). Dzięki niemu zawarte w spalinach szkodliwe tlenki azotu rozkładane są na bezpieczne dla środowiska naturalnego wodę i azot.
Co daje stosowanie chemicznego reduktora?
Zużycie wodnego roztworu mocznika waha się w granicach 4-5% w stosunku do spalanego oleju napędowego. Przy zakupie większych ilości cena AdBlue spada do kilku zł za litr. Jednocześnie, jak obiecują producenci, stosowanie chemicznego reduktora obniża zużycie paliwa nawet o 5% (w silnikach zgodnych z normą Euro 5). Dodatkową korzyścią są niższe opłaty drogowe na terenie UE. I oczywiście mniejsze zanieczyszczenie środowiska naturalnego – główny cel wprowadzenia AdBlue.
Nie tylko korzyści
Wodny roztwór mocznika krystalizuje się w temperaturze -11,5°C. Wymusiło to zastosowanie grzałek w zbiornikach z reduktorem, by utrzymać go we właściwej temperaturze. Skrystalizowany mocznik nie tylko przestaje działać, ale może być też przyczyną uszkodzenia pompy paliwa czy układu wtryskowego, co oznacza wydatki na naprawy rzędu kilku tysięcy złotych.
Mocznik przyspiesza też korozję, co jest przyczyną kolejnych wydatków na naprawy i konserwacje. Nie brakuje też głosów mówiących o tym, że stosowanie AdBlue w zauważalny sposób redukuje moc silników. Przy okazji nie tylko nie obniża, lecz wręcz podwyższa zużycie paliwa – nawet o 2-3 l/100 km. Tak przynajmniej wynika z reklam producentów emulatorów AdBlue, czyli urządzeń oszukujących przyrządy pomiarowe.
Czy warto ryzykować zastosowanie emulatora?
Emulator AdBlue to po prostu urządzenie elektroniczne, które ma dwa zadania: oszukać układ ECU (Engine Control Unit) i zmylić urządzenia pomiarowe służb kontroli drogowej. Pierwsze oszustwo pozwala uniknąć automatycznego obniżenia mocy silnika, co dzieje się w przypadku odłączenia lub awarii układu SCR. Cel drugiego nie wymaga wyjaśniania. Warto natomiast wspomnieć, że kary w przypadku stwierdzenia świadomego odłączenia lub emulowania układu AdBlue bywają drakońskie. Palmę pierwszeństwa w zwalczaniu oszustw związanych z AdBlue dzierży Holandia – za odłączenie AdBlue można tu zapłacić karę do 20 000 euro, a nawet trafić na 2 lata do więzienia.
Pytanie, czy lepiej dostosować się do norm ekologicznych czy zaryzykować założenie emulatora, pozostaje otwarte. Dzieje się tak przede wszystkim dlatego, że pomimo miejscowych zaostrzeń przepisów, kontrole ciągle nie są zbyt szczelne i skuteczne. Nie pojawił się też, pomimo apeli producentów ciężarówek, zakaz reklamowania emulatorów.